niedziela, 4 sierpnia 2013

Robert K. "Wampir z Brzeska"




Przed salą rozpraw niewielka grupa osób. Wszyscy z napięciem czeka ją, kiedy wprowadzony zostanie oskarżony. Czekają z ciekawością, tylko Ania, ofiara gwałciciela i mordercy, nerwowo ściska w rękach paczkę chusteczek, w jej
oczach czai się lęk...Mimo że od czasu, kiedy Robert K. napadł na nią w lesie niedaleko Brzeska, dzieli ją kilka miesięcy, strach i niepokój jej nie opuszczają. Traumatyczne przeżycia z czerwca ubiegłego
roku są powodem chorób, Ania cierpi na depresję i zespól stresu pourazowego, od miesięcy nie spotyka się ze znajomymi, ma kłopoty z koncentracją. Proces spowodował, że na nowo musi przeżywać
tamte tragiczne wydarzenia. Nie chce z nikim rozmawiać, mimo że ma prawo być oskarżycielem posiłkowym, nie zgadza się, aby usiąść obok prokuratora.Ania ma 24 lata, pochodzi z Jodłówki, zaledwie kilka kilometrów od Brzeska. Ironią
losu jest zapewne fakt, że dziewczyna studiuje...resocjalizację. 

     W czerwcu ubiegłego roku, po zdaniu na uczelni kolejnego trudnego egzaminu, postanowiła
pojechać do znajomych do Brzeska. Było wczesne popołudnie, Boże Ciało, pogoda piękna, wsiadła na rower i pojechała. Z jej domu do Brzeska droga prowadzi głównie przez las, ale nawet do głowy jej nie przyszło, że może się jej coś stać.
Tyle razy przemierzała tę trasę... Jechała delektując się słońcem, kiedy zauważyła, że podąża za nią mężczyzna na rowerze. I to ją zaniepokoiło, bo jechał za nią już od dłuższego czasu. Przyśpieszyła, on przyśpieszył także. Kiedy już skręciła w ulicę Jasną, spadł jej w rowerze łańcuch. Szybko z niego zsiadła i zaczęła biec, ale napastnik był szybszy. Rzucił swój pojazd na drogę i zaciągnął dziewczynę w pobliskie zarośla. Wyciągnął z kieszeni nóż, powiedział jej, że jeżeli będzie krzyczeć, zabije ją. Zaczął ją całować, próbował ściągać ubranie. Ale Ania krzyczała i wołała o pomoc. Robert K. położył się na niej, cały czas trzymając w ręce nóż. W czasie, gdy Ania się broniła, pokaleczył jej szyję, dłonie i przedramiona. Jej krzyk usłyszał siedzący przed domem Eugeniusz Kopacz. Początkowo nie zareagował, koło jego domu przechodziły tego dnia tłumy spacerowiczów podążających do lasu, młodzi ludzie śmiali się, nawoływali. Ale w tym krzyku było coś wyjątkowego, musiał zareagować. Wybiegł z podwórka i udał się w kierunku, z którego dochodził. Zobaczył mężczyznę,
który zerwał się na jego widok i uciekł w głąb lasu. Dziewczyna była cała zakrwawiona, mówiła coś bez składu, była w szoku. Sam nie wiedział, jak ma się zachować – opowiada pan Eugeniusz. Do Kopacza dołączył jego sąsiad, Wacław Ważydrąg, wezwał pogotowie i policję. Dziewczyna płakała i prosiła, żeby zawiadomić jej matkę – opowiada pan Wacław. -Była w fatalnym stanie. Wezwani funkcjonariusze natychmiast udali się w pościg za napastnikiem. Złapali go po około 20 minutach. Robert K. powiedział policjantom, że spaceruje sobie po lesie i nie wie, o czym oni mówią. Tłumaczenia te jednak nie pomogły. Został zatrzymany i osadzony w areszcie tymczasowym. Od razu podjęliśmy czynności śledcze a podejrzany przewieziony został do zakładu karnego w Tarnowie – mówi rzecznik brzeskiej komendy, Bogusław Chmielarz. Rzecznik zwraca uwagę na jeden jeszcze moment w całym tragicznym splocie wydarzeń:-Szczęściem dziewczyny było to, że nie
znała napastnika. Gdyby wiedziała z kim ma do czynienia, podejrzewam, że strach by ją sparaliżował. Nie miałaby siły na to, żeby się bronić i krzyczeć – mówi. 

     6 lutego rozpoczął się proces Roberta K. W składzie orzekającym zasiadło aż pięciu sędziów: Rafał Wagnerowski  przewodniczący, Tomasz Kozioł, Dorota Czarkowicz, Wojciech Czekaj i Ewa Kłosińska. Oskarżam Roberta K. o to, że w dniu 7 czerwca 2007 roku, działając w zamiarze zgwałcenia i pozbawienia życia, zaciągnął Annę W. do lasu i grożąc jej nożem,
mimo jej oporów zaczął ją całować, szarpać na niej ubranie. Kilkakrotnie skaleczył ją trzymanym w ręku nożem w szyję, dłonie i ramiona. Zamierzonego celu nie osiągnął z powodu interwencji osób trzecich. Wynikiem tych traumatycznych przeżyć są choroby i niezdolność do uczestnictwa w życiu społecznym – mówiła przed Sądem Okręgowym w Tarnowie prokurator, Ewa Miciuła. 

     Takiej zbrodni, jakiej dopuścił się Robert K. w 1989 roku, w Brzesku jeszcze nie było. Mieszkał on wówczas w bloku nr 11 przy ulicy Ogrodowej. Tuż przed świętami wielkanocnymi napadł w piwnicy, zgwałcił i udusił swoją 17-letnią sąsiadkę Ilonę P. To morderstwo wstrząsnęło całym miastem. Mimo że K. niemal od razu został zatrzymany i aresztowany,
psychoza panowała kilka miesięcy. Kobiety bały się same wychodzić z domów po zmierzchu. Wszyscy byli zdziwieni, bo Robert K. nie wyróżniał się niczym szczególnym, mieszkał z matką i narzeczoną, z którą miał się zresztą niedługo żenić. Proces, jaki toczył się na przełomie 1989 i 1990 roku, prowadzili sędziowie z Sądu Okręgowego w Tarnowie. Urządzono z niego pokazówkę, posiedzenia odbywały się w Brzesku, w sali obrad Urzędu Miejskiego. Przychodziły tu tłumy ludzi. Z wypiekami na twarzy ludzie wsłuchiwali się w zeznania oskarżonego. A ten chętnie i dość malowniczo odpowiadał na pytania sądu. Badania biegłego seksuologa wykazały, że Robert K. cierpi na dewiację zwaną raptofilią. Jest to odmiana sadyzmu polegająca na osiąganiu rozkoszy przez gwałcenie partnerów seksualnych. Tarnowski sąd wymierzył K. karę 25 lat pozbawienia wolności. Ten jednak złożył odwołanie i Sąd Najwyższy złagodził wyrok do 15 lat. 

      Siedział od czerwca 1990 roku do września 2004 roku. Więzienna dokumentacja, na którą powołuje się prokurator, wskazuje, że K. był w tym czasie poddawany terapii farmakologicznej. Leki zażywał jeszcze przez pewien czas po wyjściu z więzienia. Ludzie widywali go czasem na spacerze lub jeżdżącego na rowerze. Kilka razy zmieniał miejsce zamieszkania. Czas zrobił swoje, mało kto pamiętał już wydarzenia sprzed kilkunastu lat, mało kto go znał. Wnosząca oskarżenie prokurator twierdzi, że K. zaprzestał leczenia na kilka miesięcy przed wypadkami z czerwca ubiegłego roku. Nie brał leków i zaczął nadużywać alkoholu, który wzmagał w nim mordercze zapędy. Przed rozpoczętym właśnie procesem K. ponownie poddany został badaniom seksuologów i psychiatrów. I ponownie rozpoznano u niego raptofilię, przy czym stwierdzono, że może ona rozwijać się w stronę niezwykle niebezpiecznego nekrosadyzmu - odmiana sadyzmu w jednej z jego krańcowych postaci. Wyraża się śmiertelnym duszeniem. Dla raptofila najbardziej ekscytujący jest moment, kiedy może on zobaczyć bezsilność swojej ofiary, jej cierpienie, usłyszeć błagania o litość. Psychiatrzy stwierdzili, że K. w czasie popełniania czynu miał ograniczoną poczytalność. Robert K. ma 41 lat, jest niewysoki, o krępej budowie ciała. Nie przyznaje się do winy, odmówił także składania zeznań. Matka ofiary, Elżbieta K., twierdzi, że jedyną słuszną karą dla zboczeńca może być tylko dożywocie. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 20 lutego. Za popełniony czyn grozi mu kara więzienia od 25 lat do dożywocia włącznie.

Źródło: Brzeski Magazyn Informacyjny, Zofia Sitarz



     Brzeski wampir poszedł na 10 lat do więzienia

Kolejne 10 lat za kratkami ma spędzić Robert K., wampir z Brzeska, za napad na młodą kobietę i usiłowanie gwałtu. 42- latek był wielokrotnie karany za przestępstwa seksualne, ponad połowę życia spędził już w więzieniu. Sąd Okręgowy w Tarnowie skazał go ponownie na wieloletni pobyt w celi.


Prokuratura żądała dla niego 25 lat pozbawienia wolności za próbę morderstwa i gwałtu. Po toczącym się kilka miesięcy procesie sędziowie z Tarnowa stwierdzili, że doszło jedynie do próby gwałtu
i uszkodzenia ciała ofiary. Wyrok nie jest prawomocny, prokuratura już zapowiedziała apelację.

Przydomek "brzeski wampir" przylgnął do Roberta K. nieprzypadkowo. Po raz pierwszy mężczyzna trafił za kratki w 1985 r.za gwałt i próbę gwałtu. Skazano go na 8 lat więzienia wyszedł po odbyciu połowy kary.

Znów zaatakował w 1989 r. W piwnicy bloku nr 11 przy ul. Ogrodowej w Brzesku ze szczególnym okrucieństwem zgwałcił i udusił 17-letnią dziewczynę, swoją sąsiadkę.

Robert K. dostał za to karę 25 lat więzienia, ale Sąd Najwyższy złagodził wyrok do 15 lat. Ten wyrok odsiedział w całości. Wyszedł pod koniec 2004 r. i wszelki słuch po wampirze zaginął. Wiadomo jedynie, że kilka razy zmieniał miejsce zamieszkania. Przez pewien czas po wyjściu z więzienia brał leki mające ograniczyć jego popęd seksualny, kuracja trwała dwa lata, ale została przerwana.

Nas początku czerwca ubiegłego roku Robert K. zaatakował 24-letnią studentkę resocjalizacji Annę W. Uratował ją mężczyzna, który usłyszał wołanie dziewczyny o ratunek. Wystraszył wampira, jednak
po kilkudziesięciominutowej obławie policyjnej został on zatrzymany i osadzony w areszcie.

Robert K. nie przyznał się do winy, prosił jedynie sąd o to, aby o wyniku rozprawy powiadomiono jego matkę. Gwałciciel był badany przez seksuologów i psychiatrów. Diagnoza była czytelna, stwierdzono,
że mężczyzna ma dewiację seksualną zwaną raptofilią, to notoryczne gwałcicielstwo oraz cierpi
na nekrosadyzm, czyli popęd seksualny zaspokaja tylko widząc śmierć ofiary.

Andrzej Duda, były wiceminister sprawiedliwości, uważa, że dobrym początkiem w zapobieganiu podobnym przestępstwom o charakterze seksualnym byłoby stworzenie, na wzór USA, rejestru osób, które dopuściły się tego typu zbrodni.
 
 Zofia Sitarz


 Źródło: http://www.polskatimes.pl/artykul/12756,brzeski-wampir-poszedl-na-10-lat-do-wiezienia,id,t.html

Zdjęcia: