23-letni polski imigrant, Aaron Kośmiński to słynny
morderca Kuba Rozpruwacz - oświadczył brytyjski detektyw-amator Russel
Edwards, który posłużył się w swoim śledztwie badaniami DNA. Czy po
ponad 120 latach zagadka tajemniczych morderstw dokonanych na terenie
wschodniego Londynu została rozwiązana?
W 2007 roku detektyw Edwards wylicytował na aukcji szal, który należał
do Catherine Eddowes - jednej z pięciu ofiar Rozpruwacza. To właśnie on
pozwolił mu odkryć zagadkę, która od lat fascynuje świat.
-
Miałem jedyny dowód, jaki istniał w całej tej sprawie. Pracowałem nad
nim 14 lat i wreszcie definitywnie rozwiązaliśmy tajemnicę tożsamości
Kuby Rozpruwacza - chwali się Edwards.
Catherine Eddowes, której
ciało znaleziono w 1888 r. na Mitre Square miała podcięte gardło,
rozcięty brzuch, wyciętą nerkę i cześć macicy. Na jej szalu znajdowały
się dwie plamy, które - jak twierdzi detektyw - okazały się kluczem do
rozwiązania zagadki.
Sensacyjne wyniki
Edwards z pomocą
eksperta w dziedzinie biologii molekularnej, użył pionierskiej metody
do analizy DNA znalezionego na szalu. Porównał je z materiałem DNA
uzyskanym od potomków Eddowes oraz od żeńskiego potomka siostry
Kośmińskiego. Testy trwały trzy lata.
Detektyw chwali się, że w
przypadku jednego skrawka materiału udało się uzyskać 100-procentową
zgodność z DNA krewnych Kośmińskiego, a w przypadku drugiego 99,2 proc.
- Kiedy odkryliśmy prawdę, było to najbardziej niesamowite uczucie, jakiego doświadczyłem w całym swoim życiu - wspomina.
Aaron Kośmiński, żyd polskiego pochodzenia był jednym z trzech głównych
podejrzanych w śledztwie ws. seryjnych morderstw we wschodnim Londynie,
jednak nie zdołano niczego mu udowodnić.
Kośmiński urodził się w
1865 r. Kłodawie. W latach 80-tych XIX wieku jego rodzina, uciekając
przed prześladowaniami wyemigrowała do Wielkiej Brytanii. Kośmiński
pracował tam jako fryzjer.
W lutym 1891 trafił do zakładu dla psychicznie chorych. Zmarł w Londynie w 1919 r.
Detektyw
Edwards przyznał, że do zajęcia się sprawą najsłynniejszego seryjnego
mordercy zainspirował go film o Kubie Rozpruwaczu "From Hell" ("Z piekła
rodem") z Johnem Deepem w roli głównej.
Jak donoszą brytyjskie
media, detektyw swoje sensacyjne informacje opublikował w książce pt.
"Naming Jack the Ripper", która ukaże się we wtorek. Nie wiadomo na ile
są one prawdziwe, czy jest to jedynie zabieg marketingowy.
Kuba
Rozpruwacz był seryjnym mordercą działającym w
okolicach Whitechapel w Londynie w 1888 roku. Jego ofiarami były głównie
prostytutki, którym podcinał gardło. Niektórym swoim ofiarom usuwał
także narządy. Łącznie zabił pięć kobiet, choć niewykluczone, że ofiar
było więcej.
Ponieważ zabójstwa nigdy nie zostały wyjaśnione, wysunięto ponad sto hipotez na temat jego tożsamości.
źródło: http://www.tvn24.pl/ciekawostki-michalki,5/kuba-rozpruwacz-zdemaskowany-to-polski-imigrant,465949.html
Kuba Rozpruwacz jednak nie był Polakiem?
We wrześniu
Brytyjczycy pochwalili się, że zdemaskowali słynnego seryjnego mordercę - Kubę
Rozpruwacza. Miał nim być polski imigrant - Aaron Kośmiński. Teraz jednak się
okazuje, że to nie musi być prawda, bo naukowiec badający sprawę... źle
postawił przecinek
Dowodem, dzięki któremu udało się
poznać tożsamość Kuby Rozpruwacza (Jack the Ripper), miał być zakrwawiony szal
należący do jednej z ofiar - Catharine Eddowes. Szal z miejsca zbrodni zabrał
śledczy Scotland Yardu, a potem podarował go swojej żonie. Ta jednak wypatrzyła
na
prezencie plamy
krwi i odmówiła przyjęcia podarunku. Chusta została więc schowana i na lata
słuch o niej zaginał. Aż wreszcie w 2007 roku została wystawiona na aukcji w
Bury St Edmunds. Tam kupił ją brytyjski biznesmen mocno interesujący się sprawą
Kuby Rozpruwacza - Russell Edwards.
Natychmiast przekazał nabytek dr. Jariemu Louhelainenowi - biologowi
molekularnemu z Uniwersytetu Johna Mooresa w Liverpoolu. Naukowiec znalazł na
materiale ślady krwi, z których - korzystając z nowatorskich technik - pobrał
próbki DNA. Potem dotarł do potomków właścicielki szala, ale też rodziny
podejrzewanego
o brutalne morderstwa Aarona Kośmińskiego. Okazało się, że pobrany od nich
materiał genetyczny jest identyczny w porównaniu z tym pozyskanym z szalika. Wtedy
właściciel chusty Russell Edwards odtrąbił w mediach rozwiązanie mającej 126
lat zagadki. - Ustaliliśmy definitywnie, kategorycznie i absolutnie, że
mordercą był Kośmiński - przekonywał dziennikarzy "Guardiana". - Nie
uwierzą w to tylko ci, którzy chcą, żeby trwał mit mordercy. Ale prawda jest
taka, że go zdemaskowaliśmy - mówił cytowany przez ten dziennik.
Ustalenia Louhelainena i historię
najsłynniejszego seryjnego mordercy w historii Wielkiej Brytanii Edwards opisał
w książce "Naming Jack the Ripper" wydanej we wrześniu tego roku. Teraz
jednak się okazuje, że badania naukowca prowadzące do rozwiązania zagadki mogły
być obarczone błędem.
Analiza DNA miała, po
pierwsze, potwierdzić, że szal należał do ofiary, prostytutki Catherine
Eddowes, a po drugie, dowieść, że znajdują się na nim także ślady DNA (z
nasienia?) mordercy. Okazuje się, że identyfikacja śladów ofiary prawdopodobnie
została przeprowadzona błędnie, a więc cały dowód mający powiązać ze sobą
Eddowes i Kośmińskiego rozsypał się jak domek z kart.
Jak to się stało? Genetyczne
analizy przeprowadzał biolog molekularny z Liverpoolu - Jari Louhelainen. Z
tego, co wiadomo, udało mu się wyizolować z zakrwawionego szala siedem
niekompletnych fragmentów mitochondrialnego DNA. Potem próbował je dopasować do
DNA żyjącego potomka Catherine Eddowes. W jednym z tych fragmentów znalazł taką
sekwencję DNA, która jego zdaniem pasowała jak ulał i, co więcej, jest ona na
tyle rzadka w populacji, że nie ma mowy o pomyłce. Ta mutacja w DNA - twierdził
dr Louhelainen - jest znana pod nazwą 314.1C i występuje wśród Europejczyków
z częstością ledwie 1 do 290 000. Jednym słowem, ten szal na pewno należał
do ofiary. Te analizy nie były jednak publikowane w recenzowanym piśmie
naukowym, więc eksperci od kryminalistyki i analiz genetycznych zaczęli kręcić
nosem.
Po pierwsze, doszli do
wniosku, że Louhelainen pomylił się w nazwie mutacji. Ta, którą znalazł, ma
nazywać się bowiem 315.1C, a nie 314.1C, a więc naukowiec pomylił jedną cyferkę
w nazwie. A jeśli tak, to nie jest ona wcale rzadka, bo taki wariant DNA ma
ponad 99 proc. Europejczyków. To znaczy, że praktycznie ktokolwiek, kto miał w
ręku ten szal, mógł zostawać te ślady DNA. Ten szal może więc nie mieć nic
wspólnego z ofiarą Kuby Rozpruwacza.
To nie jedyny błąd, który
wytknięto dr Louhelainenowi. Sprawdzając feralny wariant DNA w genetycznej
bazie GMI (jak się okazało, mylny wariant z powodu błędu w nazwie) i szacując
prawdopodobieństwo jego występowania w populacji, źle postawił przecinek. Częstość
występowania mutacji (1 do 290 000) tak naprawdę powinna być dziesięć razy
większa, czyli 1 do 29 000. Takie niedbalstwo w ogóle stawia pod znakiem
zapytania wszelkie jego dalsze analizy i wyliczenia, które rzuciły złe światło
na naszego rodaka.
Choć "Daily Mail"
nie powołuje się na żadne konkretne badania obalające tezę Louhelainena, to w
wątpliwość podał je m.in. profesor Alec Jeffreys, twórca metody umożliwiającej
pobieranie "genetycznych odcisków palców".
Podobne zdanie ma Richard
Cobb, który zarabia, oprowadzając turystów "śladami Kuby
Rozpruwacza". Jego zdaniem szalik był dotykany przez tak wiele osób, że
pozyskane z niego próbki "nie mogą być traktowane poważnie". Naukowcy
cytowani przez brytyjskie media wskazywali, że próbki pozyskane po ponad 120 latach
mogą nie być wiarygodne.
Autor książki demaskującej
Kubę Rozpruwacza broni swoich tez. Wydawca natomiast zapowiada, że
"przyjrzy się pomyłce".
źródło: http://wyborcza.pl/1,75477,16830908,Kuba_Rozpruwacz_jednak_nie_byl_Polakiem_.html
zdjęcie Kośmińskiego/Koźmińskiego: