Przed salą rozpraw niewielka grupa osób. Wszyscy z
napięciem czeka ją, kiedy wprowadzony zostanie oskarżony. Czekają z
ciekawością, tylko Ania, ofiara gwałciciela i mordercy, nerwowo ściska w rękach
paczkę chusteczek, w jej
oczach czai się lęk...Mimo że od czasu, kiedy Robert K.
napadł na nią w lesie niedaleko Brzeska, dzieli ją kilka miesięcy, strach i
niepokój jej nie opuszczają. Traumatyczne przeżycia z czerwca ubiegłego
roku są powodem chorób, Ania cierpi na depresję i zespól
stresu pourazowego, od miesięcy nie spotyka się ze znajomymi, ma kłopoty z
koncentracją. Proces spowodował, że na nowo musi przeżywać
tamte tragiczne wydarzenia. Nie chce z nikim rozmawiać,
mimo że ma prawo być oskarżycielem posiłkowym, nie zgadza się, aby usiąść obok
prokuratora.Ania ma 24 lata, pochodzi z Jodłówki, zaledwie kilka kilometrów od
Brzeska. Ironią
losu jest zapewne fakt, że dziewczyna
studiuje...resocjalizację.
W czerwcu ubiegłego roku, po
zdaniu na uczelni kolejnego trudnego egzaminu, postanowiła
pojechać do znajomych do Brzeska. Było wczesne popołudnie,
Boże Ciało, pogoda piękna, wsiadła na rower i pojechała. Z jej domu do Brzeska
droga prowadzi głównie przez las, ale nawet do głowy jej nie przyszło, że może
się jej coś stać.
Tyle razy przemierzała tę trasę... Jechała delektując się
słońcem, kiedy zauważyła, że podąża za nią mężczyzna na rowerze. I to ją
zaniepokoiło, bo jechał za nią już od dłuższego czasu. Przyśpieszyła, on
przyśpieszył także. Kiedy już skręciła w ulicę Jasną, spadł jej w rowerze
łańcuch. Szybko z niego zsiadła i zaczęła biec, ale napastnik był szybszy.
Rzucił swój pojazd na drogę i zaciągnął dziewczynę w pobliskie zarośla.
Wyciągnął z kieszeni nóż, powiedział jej, że jeżeli będzie krzyczeć, zabije ją.
Zaczął ją całować, próbował ściągać ubranie. Ale Ania krzyczała i wołała o
pomoc. Robert K. położył się na niej, cały czas trzymając w ręce nóż. W czasie,
gdy Ania się broniła, pokaleczył jej szyję, dłonie i przedramiona. Jej krzyk
usłyszał siedzący przed domem Eugeniusz Kopacz. Początkowo nie zareagował, koło
jego domu przechodziły tego dnia tłumy spacerowiczów podążających do lasu,
młodzi ludzie śmiali się, nawoływali. Ale w tym krzyku było coś wyjątkowego,
musiał zareagować. Wybiegł z podwórka i udał się w kierunku, z którego
dochodził. Zobaczył mężczyznę,
który zerwał się na jego widok i uciekł w głąb lasu.
Dziewczyna była cała zakrwawiona, mówiła coś bez składu, była w szoku. Sam nie
wiedział, jak ma się zachować – opowiada pan Eugeniusz. Do Kopacza dołączył
jego sąsiad, Wacław Ważydrąg, wezwał pogotowie i policję. Dziewczyna płakała i
prosiła, żeby zawiadomić jej matkę – opowiada pan Wacław. -Była
w fatalnym stanie. Wezwani funkcjonariusze natychmiast udali się w pościg za
napastnikiem. Złapali go po około 20 minutach. Robert K. powiedział
policjantom, że spaceruje sobie po lesie i nie wie, o czym oni mówią.
Tłumaczenia te jednak nie pomogły. Został zatrzymany i osadzony w areszcie
tymczasowym. Od razu podjęliśmy czynności śledcze a podejrzany przewieziony
został do zakładu karnego w Tarnowie – mówi rzecznik brzeskiej komendy,
Bogusław Chmielarz. Rzecznik zwraca uwagę na jeden jeszcze moment w całym
tragicznym splocie wydarzeń:-Szczęściem dziewczyny było to, że nie
znała napastnika. Gdyby wiedziała z kim ma do czynienia,
podejrzewam, że strach by ją sparaliżował. Nie miałaby siły na to, żeby się
bronić i krzyczeć – mówi.
6 lutego rozpoczął się proces
Roberta K. W składzie orzekającym zasiadło aż pięciu sędziów: Rafał
Wagnerowski przewodniczący, Tomasz
Kozioł, Dorota Czarkowicz, Wojciech Czekaj i Ewa Kłosińska. Oskarżam Roberta K.
o to, że w dniu 7 czerwca 2007 roku, działając w zamiarze zgwałcenia i
pozbawienia życia, zaciągnął Annę W. do lasu i grożąc jej nożem,
mimo jej oporów zaczął ją całować, szarpać na niej ubranie.
Kilkakrotnie skaleczył ją trzymanym w ręku nożem w szyję, dłonie i ramiona.
Zamierzonego celu nie osiągnął z powodu interwencji osób trzecich. Wynikiem
tych traumatycznych przeżyć są choroby i niezdolność do uczestnictwa w życiu
społecznym – mówiła przed Sądem Okręgowym w Tarnowie prokurator, Ewa
Miciuła.
Takiej zbrodni, jakiej dopuścił
się Robert K. w 1989 roku, w Brzesku jeszcze nie było. Mieszkał on wówczas w
bloku nr 11 przy ulicy Ogrodowej. Tuż przed świętami wielkanocnymi napadł w
piwnicy, zgwałcił i udusił swoją 17-letnią sąsiadkę Ilonę P. To morderstwo
wstrząsnęło całym miastem. Mimo że K. niemal od razu został zatrzymany i
aresztowany,
psychoza panowała kilka miesięcy. Kobiety bały się same
wychodzić z domów po zmierzchu. Wszyscy byli zdziwieni, bo Robert K. nie
wyróżniał się niczym szczególnym, mieszkał z matką i narzeczoną, z którą miał
się zresztą niedługo żenić. Proces, jaki toczył się na przełomie 1989 i 1990
roku, prowadzili sędziowie z Sądu Okręgowego w Tarnowie. Urządzono z niego
pokazówkę, posiedzenia odbywały się w Brzesku, w sali obrad Urzędu Miejskiego.
Przychodziły tu tłumy ludzi. Z wypiekami na twarzy ludzie wsłuchiwali się w
zeznania oskarżonego. A ten chętnie i dość malowniczo odpowiadał na pytania
sądu. Badania biegłego seksuologa wykazały, że Robert K. cierpi na dewiację
zwaną raptofilią. Jest to odmiana sadyzmu polegająca na osiąganiu rozkoszy
przez gwałcenie partnerów seksualnych. Tarnowski sąd wymierzył K. karę 25 lat
pozbawienia wolności. Ten jednak złożył odwołanie i Sąd Najwyższy złagodził
wyrok do 15 lat.
Źródło: Brzeski Magazyn Informacyjny, Zofia Sitarz
Brzeski wampir poszedł na 10 lat do więzienia
Kolejne 10 lat za kratkami ma spędzić Robert K., wampir z
Brzeska, za napad na młodą kobietę i usiłowanie gwałtu. 42- latek był
wielokrotnie karany za przestępstwa seksualne, ponad połowę życia spędził już w
więzieniu. Sąd Okręgowy w Tarnowie skazał go ponownie na wieloletni pobyt w
celi.
i uszkodzenia ciała ofiary. Wyrok nie jest prawomocny, prokuratura już zapowiedziała apelację.
Przydomek "brzeski wampir" przylgnął do Roberta K. nieprzypadkowo. Po raz pierwszy mężczyzna trafił za kratki w 1985 r.za gwałt i próbę gwałtu. Skazano go na 8 lat więzienia wyszedł po odbyciu połowy kary.
Znów zaatakował w 1989 r. W piwnicy bloku nr 11 przy ul. Ogrodowej w Brzesku ze szczególnym okrucieństwem zgwałcił i udusił 17-letnią dziewczynę, swoją sąsiadkę.
Robert K. dostał za to karę 25 lat więzienia, ale Sąd Najwyższy złagodził wyrok do 15 lat. Ten wyrok odsiedział w całości. Wyszedł pod koniec 2004 r. i wszelki słuch po wampirze zaginął. Wiadomo jedynie, że kilka razy zmieniał miejsce zamieszkania. Przez pewien czas po wyjściu z więzienia brał leki mające ograniczyć jego popęd seksualny, kuracja trwała dwa lata, ale została przerwana.
Nas początku czerwca ubiegłego roku Robert K. zaatakował 24-letnią studentkę resocjalizacji Annę W. Uratował ją mężczyzna, który usłyszał wołanie dziewczyny o ratunek. Wystraszył wampira, jednak
po kilkudziesięciominutowej obławie policyjnej został on zatrzymany i osadzony w areszcie.
Robert K. nie przyznał się do winy, prosił jedynie sąd o to, aby o wyniku rozprawy powiadomiono jego matkę. Gwałciciel był badany przez seksuologów i psychiatrów. Diagnoza była czytelna, stwierdzono,
że mężczyzna ma dewiację seksualną zwaną raptofilią, to notoryczne gwałcicielstwo oraz cierpi
na nekrosadyzm, czyli popęd seksualny zaspokaja tylko widząc śmierć ofiary.
Andrzej Duda, były wiceminister sprawiedliwości, uważa, że dobrym początkiem w zapobieganiu podobnym przestępstwom o charakterze seksualnym byłoby stworzenie, na wzór USA, rejestru osób, które dopuściły się tego typu zbrodni.
Źródło: http://www.polskatimes.pl/artykul/12756,brzeski-wampir-poszedl-na-10-lat-do-wiezienia,id,t.html
Zdjęcia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz